W dzisiejszym artykule odpowiem na pytanie, które zadaje sobie niemal każdy przedsiębiorca, który działa w…
Czy prezydent Andrzej Duda padł ofiarą scrollowania?
Na początku grudnia ubiegłego roku zrobiło się głośno o tym, że prezydent nie zapoznał się dokładnie z artykułem, który następnie polecił i właśnie za to “niedoczytanie” musiał przepraszać na Twitterze. Andrzej Duda nie jest w tym względzie wyjątkiem. Nasuwa się zatem pytanie – jak pisać, żeby ludzie chcieli czytać do końca? Internauci przecież nie czytają. Jestem pewna, że tego artykułu również nie czytasz od deski, do deski. Co w takim razie robisz? Scrollujesz go.
Na skróty:
Na czym polega scrollowanie treści
Pierwotnie to określenie odnosiło się wyłącznie do przewijania strony przy pomocy myszki komputerowej. Obecnie, jego znaczenie nieco się rozszerzyło. Facebook zmienił nasz sposób “konsumowania” treści. Dziś przewijamy już nie tylko facebookową tablicę. W ten sposób “czytamy” wszystko – również dłuższe treści na stronach internetowych oraz w tradycyjnej prasie. Scrollowanie to przesuwanie wzrokiem po tekście lub przewijanie strony internetowej w poszukiwaniu informacji, które nas zainteresują.
Jak pisać, żeby ludzie chcieli czytać do końca
To najczęściej nagłówek decyduje o tym, czy będziemy czytać dalej. Następnie szukamy podtytułów. Jeśli, któryś zwróci naszą uwagę, szukamy w nim kluczowych zdań. Obecnie, unikamy długich tekstów “zbitych” w całość, bez wyraźnego podziału. Nikt nie ma czasu zagłębiać się w treść, jeśli na wstępie nie będzie mógł się z nim pobieżnie zapoznać.
Skoro już wiesz, w jaki sposób statystyczny internauta czyta, pora przekuć tę wiedzę w praktykę.
Twórz chwytliwe nagłówki
Możesz nie wierzyć, ale większość użytkowników udostępnia artykuły, wyłącznie na podstawie ich tytułu! W przypadku nagłówka oferty, inspiruj się zatem dziennikarskimi trikami. Zaciekawiaj, ale nie zdradzaj wszystkiego. Nagłówek ma skłonić odbiorcę do dalszej lektury. Chociażby artykuł na stronie Onetu: Facebook nie dba o użytkowników. Wewnętrzne maile pokazują, do czego się posuwał.
Dobre nagłówki wzbudzają emocje (Facebook nie dba o użytkowników), bazując jednocześnie na niedopowiedzeniu (Wewnętrzne e-maile pokazują, do czego się posunął). Żeby dowiedzieć więcej, musisz kliknąć. I właśnie o to chodzi. A klikniesz, bo Facebook już o Ciebie nie dba, co pewnie wzbudzi Twój niepokój. Może wyciekły Twoje dane? A Mark milczy? Lepiej to sprawdzić.
Co ciekawe, negatywne emocje sprzedają się lepiej. Moim zdaniem, nie musisz posuwać się tak daleko. Po prostu, zaciekawiaj i wzbudzaj silne emocje (niekoniecznie te negatywne).
Podziel ofertę na części
Dzięki temu tekst będzie bardziej przejrzysty:
Lead
To miejsce na złożenie obietnicy, że dalej będzie jeszcze ciekawiej. Tutaj możesz zadać pytania, na które odpowiesz w dalszej części tekstu. Stara, dziennikarska szkoła głosi jednak, że lead, to skrócona wersja całego artykułu. Pierwszy akapit może zatem zawierać również najważniejsze informacje w skondensowanej formie. Ja jestem zwolenniczką pierwszego rozwiązania, ale Tobie proponuję przetestować oba.
Podtytuły
Jeśli Twój klient zdecyduje się na współpracę po przeczytaniu wyłącznie śródtytułów, to znaczy, że stworzyłeś podytytuły idealne. Nagłówki to w Twojej ofercie punkty kluczowe. W każdym z nich wyeksponuj jedną, konkretną korzyść dla klienta.
Akapity
Akapit to rozwinięcie podtytułu. Możesz tu wyjaśnić, na czym polega konkretna korzyść i w jaki sposób łączy się z daną cechą Twojego produktu lub usługi. Operuj konkretem, unikaj “lania wody”. Pisz tak, aby każde zdanie wywoływało u klienta konkretną myśl.
Zobacz również: Posty na Facebooku – jakich wpisów nie opłaca się już publikować
Zakończenie
Na koniec podsumuj korzyści. Złóż obietnicę. Odpowiedź, dlaczego czytelnik ma skorzystać akurat z Twojej oferty, akurat w tym momencie. Co będzie, jeśli tego nie zrobi? Zakończenie to także czas na informację o promocji lub ograniczonej liczbie miejsc lub produktów.
Wyeksponuj to, co najważniejsze
Tak, jak już mówiłam, klient nie przeczyta wnikliwie całej oferty. Dlatego wyeksponuj kluczowe informacje, takie których nie może przeoczyć. Są to tzw. bullet points. Jak to zrobić? Wyróżnij te fragmenty w jakiś sposób, np. pogrub je. Kiedy czytelnik będzie scrollować Twoją ofertę, wychwyci bez problemu, wszystko, co chcesz mu przekazać.
Zadbaj o komfort czytelnika
Używaj dość dużej czcionki (nie mniejszej niż 14-stka). Miej na uwadze fakt, że większość społeczeństwa nosi okulary. Nawet, jeśli trafisz na czytelnika o sokolim wzroku, gwarantuję Ci, że czytanie tekstu napisanego drobnym maczkiem, szybko go zmęczy i opuści Twoją stronę.
Dobrym rozwiązaniem będzie użycie interlinii oraz odstępów między akapitami. Pamiętaj – nie ma nic gorszego, niż jednolity tekst. Swoją ofertę możesz wzbogacić także zdjęciami. Puste miejsca i fotografie pozwolą odpocząć oczom Twojego potencjalnego klienta. A to zwiększy szanse, że zostanie na Twojej stronie dłużej, niż planował.
Zobacz również:Jak napisać ofertę na stronę internetową (i nie tylko) – 7 zasad skutecznego tekstu sprzedażowego
Long didn’t read
Skoro internauci nie czytają długich tekstów, to może lepiej pisać krótkie oferty? Oczywiście, ale nie w każdej branży się da. Czasem po prostu musisz napisać coś więcej. W specjalistycznych dziedzinach królują zazwyczaj obszerne artykuły, czy oferty. Właśnie dlatego, szczególnie w dłuższych tekstach, powinieneś pamiętać o powyższych zasadach. Pamiętaj, Twoim celem nie jest to, aby potencjalny klient przeczytał Twój tekst od deski do deski. Chodzi o to, żeby wyłapał kluczowe informacje, te na których Ci zależy.